| Piłka ręczna / Pozostałe rozgrywki
Mateusz Piechowski nie jest obojętny na dramatyczne wydarzenia za wschodnią granicą. Reprezentant Polski rozwiązał kontrakt z rosyjskim Viktorem Stawropol. W rozmowie dla TVPSPORT.PL opowiedział o swoich doświadczeniach z powrotu do kraju i o dalszych planach. Zdradził też, jak Rosjanie reagują na wojnę.
Michał Kruczkowski, TVPSPORT.PL: – Jak wyglądały kulisy twojego odejścia z rosyjskiego klubu?
Mateusz Piechowski: – W pierwszych dniach po ataku Rosji nie wiedzieliśmy z żoną, co mamy robić. Nie mogliśmy uwierzyć w to, że taka sytuacja ma miejsce. Sprawdzaliśmy wszystkie możliwe opcje. Po trzech czy czterech dniach mieliśmy już pewność, że chcemy wracać. Chciałem być w porządku, jeśli chodzi o relacje z klubem. Nie ukrywam, że zachowali się bardzo w porządku. Od samego początku nie zachęcali mnie do zostania. Powiedzieli, że niezależnie od tego, jaka jest sytuacja, moja decyzja jest najważniejsza. Zapewnili, że ze wszystkim mi pomogą i ułatwią sprawę.
– Czy powrót do Polski sprawił sporo problemów?
– Tak naprawdę ostatnie sześć dni spędziliśmy na planowaniu tej podróży. Każda możliwa trasa, którą chcieliśmy obrać, stosunkowo szybko się zmieniała. Dochodziły do nas słuchy, że niektóre samoloty są zawracane, niektóre mają wcześniejsze lądowania. Podjęliśmy decyzję, żeby lecieć przez Kaliningrad, a później drogą lądową dotrzeć do granicy i przejść ją pieszo. Po drugiej stronie mieliśmy wsiąść do samochodu i pojechać do domu. Tak też zrobiliśmy, mniej więcej o północy przekroczyliśmy granicę. Ta siedemnastogodzinna podróż nie była prosta, bo mieliśmy nieoczekiwane międzylądowanie w Moskwie. Nie wiedzieliśmy, o co chodzi. Same loty też były bardzo długie, bo musieliśmy omijać wszystkie kraje Schengen i Unii Europejskiej. Lecieliśmy dookoła, przez Bałtyk.
– Możecie już stwierdzić, że najgorsze za wami?
– Problemy są do tej pory. Niektórych przepisów nie potrafimy pojąć. Rozumiemy całą sytuację pandemiczną, ale tylko dlatego, że przyjechaliśmy z Rosji, teraz musimy siedzieć w domu przez tydzień. A przecież mieliśmy testy i mogliśmy zrobić następne. Nie jest to dla mnie komfortowa sytuacja, nie mogę sobie na to pozwolić. Wróciłem do Polski po to, żeby trenować. Sytuacja jest rozwojowa, nie wiadomo, kiedy dostanę telefon, żeby gdzieś polecieć czy pojechać, żeby dokończyć sezon. Próbowaliśmy odwołać kwarantannę, ale procedury uruchomione na granicy mogą być już nieodwołalne.
– Jakie masz plany na kontynuowanie swojej kariery?
– Szczerze mówiąc: żadnych konkretnych rozmów jeszcze nie było. Jestem w stałym kontakcie z menedżerem, który bardziej skupia się na innych kierunkach niż Polska. Sytuacja jest świeża, bardzo szybko się to wszystko zmienia. Codziennie dostaję informacje od menedżera o innych miejscach. Tak naprawdę pyta wszędzie, gdzie mógłbym dokończyć sezon.
– Przypuszczam, że głównym celem stojącym za regularnością jest chęć gry w reprezentacji Polski?
– Oczywiście, że tak. Przede wszystkim chciałbym dokończyć rozgrywki w klubie, ale konsekwencją tej gry i celem chyba każdego zawodnika są występy w reprezentacji. Jeżeli tak się stanie, to będzie coś pięknego. Skupmy się jednak najpierw na powrocie do klubowego grania. Jestem przekonany, że jeśli wypracuję sobie pozycję i dogram ten sezon na odpowiednim poziomie, to przyjdzie za tym reprezentowanie kraju.
– Wracając jeszcze do Rosji, jakie były reakcje ludzi, z którymi się na co dzień widywałeś, na temat wojny?
– Przeraża mnie jedno. Dużo osób przepraszało mnie za to, jaka jest sytuacja. Przepraszali za wybuch tej wojny. Oni nie są niczemu winni i gdyby mieli wybór, to nie doszłoby do ataku. To nie zależało od nich i w jakimś stopniu jest to krzywdzące, że teraz krzywo się patrzy na wszystkich Rosjan. Oczywiście są tacy, którzy wierzą w propagandę Putina, wiem to z własnego doświadczenia. Z takimi osobami nie wchodziłem w żadną polemikę, bo to nie ma najmniejszego sensu. Im bliżej byłem wyjazdu, tym bardziej starałem się chować ze swoimi opiniami. Dwa czy trzy dni temu wprowadzono przepis, który miałby skazywać osoby, zakłamujące to, co mówi Putin, czyli mówiące prawdę. Tacy ludzie mieliby odbywać karę piętnastu lat więzienia. Dlatego każdy, kto ma inne poglądy niż rosyjska propaganda, stara się z nimi nie wychylać. Konsekwencje dwóch czy trzech słów mogą się odbić na całym życiu.
– Która strona była przeważająca — ta myśląca racjonalnie czy raczej ta wierząca w propagandę?
– Ludzie, którzy wierzyli w to wszystko, zadziwiali mnie. Dużo osób w klubie ma jednak kontakt z mediami europejskimi, dlatego większość z tych, z którymi rozmawiałem, nie zgadzała się z tym, co się dzieje. Podkreślali, że to wszystko dotyka zwykłych obywateli, którzy są przeciwni wojnie. Tak już jest, ludzie są skrzywdzeni. Ja sam jestem skrzywdzony, awansowaliśmy do Pucharu EHF, miałem nadzieję, że przejdziemy o szczebel wyżej, ale w jednym momencie zostało to zabrane. Można się z tym zgadzać lub nie, ale faktów nikt nie zmieni.